2 kwietnia 2005

Winyl, żelek i strap-on udowyMiędzy

załatwieniem jednej sprawy w mieście a powrotem do domu, do Pana i wyjazdem na spotkanie nie mamy wiele czasu. Nie mniej jednak postanawiamy podjechać na ulicę sexshop’ow. Teoretycznie nie mamy nic konkretnego na myśli, to znaczy my nie mamy, bo ja a i owszem. Chodzi o parę niedużych ‘wyjściowych’ plug’ów. Ale skoro już jesteśmy, to przecież możemy trochę poszaleć, popatrzeć i popuścić wodze fantazji.I wtedy przypomina nam się, że czasem kiedy jesteśmy razem brakuje nam atrybutu męskości, tak mniej więcej na wysokości... uda. Tak, tak, na wysokości uda. Wiem, że w normalnych damsko-męskich układach penis występuje w zupełnie innym miejscu, ale... cóż... my mamy zapotrzebowanie na niego właśnie na udzie. Zatem postanowiłyśmy zapoznać się z ofertą strap-on’ów. I tu nasze wielkie rozczarowanie – brak takowych. Strap-on’ów w klasycznym wydaniu do wyboru do koloru, ale takiego, o jakim myślałyśmy – ani na lekarstwo. W jednym ze sklepów była kobieta, która bardzo chciała nam pomóc, ale cóż, dobre chęci to za mało w takim wypadku. Bardzo miła kobitka, próbowała nawet z nami pokombinować i wspólnie sprawdzałyśmy czy uda się wykorzystać w charakterze strap-on’a udowego pustą w środku protezę członka. Hmm, niestety, mimo prób adaptacja nie była możliwa. Chyba przyjdzie nam odwołać się do własnej inwencji i sprawdzającej się w naszym domu wersji – hand make. Konstrukcja została od razu na miejscu obgadana teoretycznie, jednakże w ofercie nie znalazłyśmy żadnego fantoma, który pasowałby do niej. Ale jak znajdziemy takiego o płaskiej szerokiej podstawie to wrócimy do tematu. Wygląda na to, że odkryłyśmy niszę rynkową, hihi.

Tak czy inaczej nabyłyśmy dwa nieduże plugi, zgodnie z założeniami. A na dodatek jeszcze niewielkiego żelka o cytrynowym zapachu do użytku z dżinsami. Zresztą, na wszelki wypadek, został od razu w sklepie umyty i przygotowany do użytku po drodze. Czas nas już trochę poganiał, więc porzuciłyśmy regału z bardzo miłymi ciuszkami i innymi wyrobami ze skóry i udałyśmy się w kierunku samochodu. Prowadzenie auta z siedzącą obok Kochanką, która wymachuje cytrynowym żelkiem albo wsuwa go lubieżnie do ust nie jest proste. Zresztą nie tylko dla mnie. W samochodzie obok cztery kobiety obdarzyły nas ciekawskim spojrzeniem a potem szczerym, serdecznym śmiechem. Ośliniony żelek w krótkim czasie znalazł się mojej cipce, co znacznie zmniejszyło moją zdolność do kierowania pojazdem mechanicznym. Na szczęście jednak nie doszło do żadnej kolizji i udało się szczęśliwie dojechać do domu. Uwaga na przyszłość: w przypadku zmiany samochodu kupić taki z automatyczną skrzynia biegów. To wiele ułatwia.

Wyszłam z samochodu trzymając żelka w cipce, trochę się obawiałam, że brak majtek będzie mi przeszkadzał, ale... nie taki diabeł straszny jak go malują. Wystarczy mocno zacisnąć mięśnie pochwy i (na wszelki wypadek) ud. Obudziłyśmy Pana. Ja na ‘dzień dobry’ niczym wielkanocna kokoszka ‘zniosłam’ na Jego wyciągniętą dłoń żelka, jak jajko. Przed wyjściem zdążyliśmy jeszcze przetestować wszystkie nowe zabawki, a Pan znalazł czas i na rżnięcie i na chłostę... moją ukochaną po(d)ręczną dyscypliną. Wyruszyliśmy na spotkanie bdsm’owych maniaków w bardzo dobrych humorach... Ciekawe co dziś się tam wydarzy...

Brak komentarzy: