20 kwietnia 2005

Słońce, rafa aż tu nagle Blue Hole!

Mam ochotę powygrzewać się w słońcu jak salamandra. Na skałach, albo na pokładzie łodzi… między jednym a drugim nurkowaniem. Kiedy słońce pieści skórę, kiedy suszy włosy, kiedy ciepłym dotykiem zamyka powieki i pozwala zasnąć. Zasnąć w spokoju, w rytmie kołyszącej się łodzi, bez dźwięków silnika. Mała łupinka na wielkiej wodzie. Jakże inna jest wówczas perspektywa i hierarchia ważności spraw. Świat ze swoimi problemami przestaje istnieć. Ważna jest pogoda, ryby, nabita butla i ciepła pianka. Znowu tęsknię za Morzem Czerwonym, zamykam oczy i przemykam wśród ławicy kolorowych rybek. Eh, jeszcze tyle czasu do urlopu, tyle czasu. Ciekawe czy kiedyś będąc w Egipcie znajdę czas na piramidy. Niby to podstawowa atrakcja. Ale nie dla mnie. Od piasków pustyni wolę 20 m wody nad głową, buddiego przez duże B, 200 bar wiatru i oczy szeroko otwarte dookoła głowy.

Dziś w nocy śniłam o Blue Hole, a przecież jest całkowicie nieosiągalne dla mnie. Zawsze się zastanawiałam dlaczego ludzi tam ciągnie i nie znalazłam odpowiedzi. A dziś śniłam o tym owianym legendą i złą sławą miejscu. Autodestrukcja? Mam nadzieję, że nie. Ale chyba wiem jak się rodzi obsesja… Prawdopodobieństwo nie wypłynięcia z Blue Hole jest jak 2:100. Legendarna Błękita Dziura nie ma praktycznie dna - aby przejść pod łukiem z Blue Hole na otwarte morze trzeba zanurkować do głębokości 56 m…

Brak komentarzy: