31 grudnia 2007
Paranoja technologiczna
30 grudnia 2007
Wladimir Fernandes Junior
A wszystko to za sprawą Brazylijczyka o rosyjskim imieniu - Wladimir Fernandes Junior



29 grudnia 2007
Około-po-świąteczno-rodzinno-popularnonaukowo
Świat się zmienia. Ja w jej wieku nie słyszałam nawet słowa obrzezanie, nie mówiąć o tym, że do dziś nie widziałam na żywo (znaczy efektu, zresztą procesu też nie, ale to mnie mniej interesuje). Przetworzenie fizjologii i anatomii płciowej na wersję dla siedmiolatków to spore wyzwanie. Tym bardziej, jak się ma w pamięci, że wyjaśnienie pięciolatce terminu cesarskie cięcie zaskutkowało zabawą w inscenizację w/w kilka dni później, w przedszkolu. Wolałabym nie wylądować u dyrektora na dywaniku za analogiczne przedstawienia szkolne na temat klitoridektomi. Powiedzenie ‘obyś cudze dzieci uczył’ to nic w porównaniu z uczeniem własnej pociechy. Trzeba się pięć razy nad każdym słowem zastanowić.
25 grudnia 2007
Wspomnienie twoich rąk
Małgorzata Hillar
Są takie wspomnienia, które chciałabym na wieczność zatrzymać w zakamarkach pamięci. Są takie dotyki, które równie mocno chciałabym wyrwać z korzeniami z miejsc, w których tkwią. Te same dłonie potrafią wykreować tak różne doznania…
Czy gdybym pozbyła się niechcianych przebłysków czasów minionych byłabym szczęśliwsza? A co, gdybym wraz z nimi utraciła te, których tchnienie po prostu mieć muszę? Nie warto. Tylko dlaczego tak trudno jest zapomnieć…
Staje czasami wśród ludzi mijających mnie i zasłaniam usta. To takie ludzkie. A może bez tego, co boli byłabym mniej ludzka?
Niech wspomnienia tych wszystkich dotyków, które rozpalały żądze zasłonią te mniej pożądane. Właśnie tak – do pierwszego szeregu poproszę Palce, Dłonie i Usta, które potrafią przenosić góry, zatrzymać czas i tworzyć magię. Gdziekolwiek się znajdą. Karuzela wspomnień niech wiruje.
22 grudnia 2007
Pobożne...
Perspektywa końca roku trochę mnie zniechęca do życia, chciałabym włączyć pauzę, albo przelecieć ten kawałek na zwolnionych obrotach. Zanim się otrząsnę z nawału pracy miną i święta, i sylwester, i moje urodziny. Tak, tak, złapię pierwszy oddech gdzieś koło walentynek dopiero.
21 grudnia 2007
Christmas party
No, nie powiem była część oficjalna, ale tak przyjaznej oficjalności życzyłabym sobie zawsze. Było wręczanie nagród (taka branża – wciąż jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłam), ale były też słowa uznania, wywołanie z ‘imia i nazwiska’, cmok w mankiet i róża dla tych, o których się zazwyczaj nie myśli czy tak zwanych służbach pomocniczych kosztotwórczych – księgowe, sekretarki, recepcjonistki. Dziewczyny wzruszone do niemożliwości, Prezio urośnięty też do niemożliwości. Grunt, że było miło.
A potem już tylko pogaduchy, drinusie, tańce i śpiewance. Serio doskonała impreza. Lokal – palce lizać (nie wiem tylko dlaczego w toalecie były ostrzeżenia proszę się nie wychylać wiszące na atrapach okien, no ale co kraj to obyczaj). Ubawiłam się serdecznie. A gremialnie chóralne wykonanie „Baranka” w charakterze karaokowych szranków przejdzie chyba do historii. Tak czy owak zachrypnięta jestem, a i owszem. Do biura dotarłam około 10 a i tak byłam jedną z pierwszych. Delikatny ‘afterek’ przy kuchennym stole, na którym królowały wynalazki uzupełniające elektrolity trwał prawie do dwunastej. Ale w miłym towarzystwie to i kac nie straszny. Czego i innym życzę.
15 grudnia 2007
Pędzel miłości

Kopalnia wiedzy na temat anatomii. Nigdy nie przypuszczałam, że do erekcji ‘przykłada palce’ aż tyle mięśni. Bo to i dźwigacz jądra, i mięsień opuszkowo-jamisty, i kulszowo-jamisty, i opuszkowo-gąbczasty. Przede wszystkim jednak informacja na temat ćwiczeń mięśni przepony miednicy (taki odpowiednik kobiecego Kegla). Krótko mówiąc jak wykorzystać korki na ulicach do efektywniejszego korzystania z własnego sprzętu , a docelowo zwiększenia zadowolenia z seksu zarówno penisoposiadacza jak i jego partnerki czy partnera. Opowieści o fascynującej (moim zdaniem) fizjologii wytrysku – odruchy warunkowe i bezwarunkowe zadające kłam teoriom powstrzymywania wytrysku siła woli (zwłaszcza metodą myślenia o czymś innym i aseksualnym). Co można, to można, ale na odruchy bezwarunkowe nie ma mocnych – czysta żywa fizjologia. Garść informacji na temat tego komu i do czego prostata potrzebna. I wiele innych ciekawostek.
Formuła książki pozwala połknąć ją niemal za jednym zamachem ze względu na swoją lekkostrawność. Interesująca z punktu widzenia kobiety, ale facet znający swojego penisa ‘od małego’ znajdzie tu informację, które go zaskoczą.
14 grudnia 2007
Prezentem w blog
6 grudnia 2007
Dzięcioł raz!
============
utaszz 2007-12-11 22:43:36 83.16.76.2 unknown
Jezusicku, fetyszowy blyszczacy dzieciol! Marzenie kazdego fotografa przyrody. Pozdro.
29 listopada 2007
Niedoczas
27 listopada 2007
Zamek uciech z pejczem i obrożą - po polsku
9 listopada 2007
Bajkowo...
8 listopada 2007
Jacques Callot - szesnastowieczny perwers









2 listopada 2007
Adoracja
Jest Staff jednym z tych facetów, którzy, w moim mniemaniu, posiedli dar czarowania słowem. Ze słów prostych i znanych potrafi wyczarować ażurowe cacko z kunsztownym wzorem, w którym każdy, co zechce, zobaczy. Doprawdy słodko jest wspinać się po stopniach słów odkrywając z każdym krokiem ich nowe znaczenia. Kiedyś, dawno Adoracja była pięknym erotykiem. Po prostu. I tyle. Chwilą uniesienia zapisaną literami, chwilą uniesienia odczytywaną z liter, chwilą uniesienia, którą sobie zagarnęła moja zachłanna dusza. Dziś, kiedy bagaż doświadczeń większy już na moim grzbiecie się uskładał umysł każe mi inaczej odczytać dwie ostatnie strofki. A stopy na czole postawione i klęczącą postać nie tylko w kategoriach metafory odczytać, ale i wprost. Ciekawe doświadczenie czytać dziś, coś, co pamięta się z dawnych lat. Czytać i odczytywać zaskakująco inne treści.
1 listopada 2007
Kobiety widziane okiem Barbary Cole

Gorąc ciała zestawiony z zimną, chropowatą powierzchnią ściany…

I tylko ciepła w barwie i fakturze drewniana podłoga łagodzi to poczucie chłodu, bo przecież nie ółprzezroczysta suknia…

Krocząc po miodowym drewnie gubi gdzieś swoją śnieżną szatę. Ta, którą próbuje się okryć ma teraz barwę wina i jak wino spływa po ciele, ucieka…



A które pojawić się mogą wprost niespodzianie…
29 października 2007
Prowadź mnie...
28 października 2007
Albert Einstein
"Jest dla mnie zaiste zagadka, dlaczego ludzie traktują swą pracę tak piekielnie poważnie. Dla kogo? Dla siebie? Przecież wkrótce nas tu nie będzie. Dla rodziny? Dla potomności? Nie. Zatem zagadka pozostaje zagadką."
Albert Einstein
I tu przyłączam się do uczonego - także nie rozumiem. Mimo, że doświadczam tego, wciąż i wciąż na nowo.
============
Bornagainst 2007-10-30 15:55:51 195.33.129.150
Ja moją przestałem traktować w ten sposób. Nie ma to zupełnie sensu. Szkoda energii i czasu na stawianie jej na piedestale.
Obudzić się z ręką w…
18 października 2007
Biurowce i kobiety
12 października 2007
Chemia i fizyka w relacjach międzyludzkich
Bezpośrednio z państewka wojny podjazdowej popędziłam na inne zupełnie spotkanie. Termin i miejsce umówione od tygodnia. I… muka proszę szanownych, mistrzostwo świata. Wszystkim, którzy planują jakiekolwiek spotkania w warszawskim hotelu InterContinental zdecydowanie odradzam, może się zdarzyć, że druga strona otrzyma w recepcji informację – taka osoba/ firma u nas nie występuje. Szokujące, ale prawdziwe. Na moją prośbę o poinformowanie osoby o moim przybyciu dowiedziałam się, że taka osoba nie przebywa w hotelu. Szok numer dwa. Jeśli dodać do tego fakt, że ‘przegenialna’ sieć Era po raz kolejny obdarowała mnie serią dziwacznych komunikatów w trakcie próby dodzwonienia się na angielską komórkę (abonent czasowo niedostępny/ abonent nie korzysta z tej usługi/ w połączeniach międzymiastowych nie należy poprzedzać numeru cyfrą zero itp.) to groza zajrzała mi w oczy. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności mój interlokutor stojąc na galerii dwa piętra wyżej rozpoznał mnie i pofatygował się do holu. Jak wykazał praktyka dla chłopca w recepcji jedynymi gośćmi hotelu są ci, którzy wynajmują pokoje. Jeśli zaś wynajmujesz salę konferencyjną to NIEISTNIEJESZ w świadomości recepcji głównej, ani jako nazwisko ani jako firma. Reasumując odradzam umawianie spotkań biznesowych w tym hotelu istniej duże ryzyko, że druga strona może nie dotrzeć z powodu niekompetencji recepcjonisty.Po tak nerwowym wstępnie samo spotkanie miało rewelacyjna atmosferę, doskonałą chemię i na dodatek realnie przybliżyło mnie do celu. Ciąg dalszy w przyszłym tygodniu.
Nazajutrz kolejne spotkanie (na ubiegłotygodniowe rozmówca nie dotarł bo utknął w korku). Tym razem choć oferta całkiem atrakcyjna nie wzbudziła we mnie emocji. Zabrakło chemii, a na samej fizyce pojechać się nie. Znaczy jestem na shortliście i pewnie spotkam się z wierchuszką u klienta, ale jakoś nie czuję tego, nie widzę siebie w tej organizacji. W sumie ta rozmowa nie wniosła żadnej wartości dodanej, w przeciwieństwie do wczorajszej. Ot – headhunter jeden z wielu.
Jeżeli wszystkie plany przyszłotygodniowe wypalą to czeka mnie kalendarz naładowany po brzegi. Pożyjemy zobaczymy. I tym optymistycznym akcentem witam obrzydliwie pochmurny i deszczowy dzień, jego jedyna zaletą jest fakt, że na imię mu piątek.
6 października 2007
Interview
Kochanka potrzebna od zaraz, wrrrrrr mniam.
4 października 2007
Październik miesiącem…
Był kiedyś październik miesiącem oszczędzania zwany, dziś parafrazując tamten slogan miesiącem headhunterowania nazywam go. Wystarczył jeden mały komunikat w kierunku rynku, żeby telefon rozgrzać niemal do czerwoności. W efekcie nawet dwa spotkania dziennie. Spotkanie z Wiedeńczykiem urocze i przemiłe, niestety i szybkiej decyzji startowej wymagało. Szkoda – zapowiadało się ciekawie. Pańcia Zamiejscowa – hmm sztampowo, przewidywalnie, z zerkaniem na zegarek. A co pani lubi, a czego nie, a jakie są mocne, a jakie słabe. Błee… zero polotu, klasyka gatunku i to bynajmniej nie kategorii A. O szklanym suficie nigdy nie słyszała (a z racji wykonywanego zawodu raczej powinna). Ciekawie, bo budowanie od zera, mniej ciekawie, że produkt jakiś taki… no nie wiem… nie przekonuje mnie. Pożyjemy – zobaczymy.
Wczorajsze spotkanie zaś to historia wręcz nieprawdopodobna. Zacznijmy od tego, że na rozmowę zaprosił mnie mężczyzna, przybywam na miejsce gdzie znajduję miotającą się w panice asystentkę (spotykacz utknął w korku i się spóźnia). Trochę to dziwne, bo właśnie przejechałam przed chwilą przez pół stolicy stwierdziwszy zaskakująco mały ruch. No, może wszyscy pojechali stać w korku w innym miejscu. W każdym razie po krótkim oczekiwaniu zawitała do mnie kobieta. Uśmiechnięta kobieta. Brunetka. Szczupła i nieduża. Wystarczyło na pierwszy raz. Kiedy otworzyła usta, żeby się przywitać i rozchyliła wargi byłam zgubiona. Nie potrafiłam oderwać oczu od tych zmysłowych ust. Długie włosy spływające na ramiona aż się prosiły, żeby wsunąć w nie palce. Wpadła jak po ogień, lekko zdyszana z wydrukowanym naprędce materiałem, którego nie przeczytała. Gaszenie pożaru. Miała cudowny miękki akcent, na brzmienie którego robi mi się miękko w środku. Miałam ochotę schrupać ją na stole.
Na szczęście moja porządniejsza połowa umysłu zadbała o to, żebym nie traciła wątku i starałam się prowadzić rozmowę jakby przede mną nie siedział ideał cielesności wg mnie. Nie mówię, że to posągowa piękność była, ale była pełna tym pięknem, które mnie rozpala. Druga połowa mózgowia snuła fantazje o czynach lubieżnych (niam). Tak się te moje połówki zajęły swoimi sprawami, że nie raczyły zauważyć jak Aleksandra przeszła w rozmowie z angielskiego na rosyjski. Nie zauważyły i nie przegrupowały sił. W efekcie rozmowa miała kuriozalny ‘wygląd’ ona zadawał pytania po rosyjsku, a ja odpowiadałam po angielsku. Na dokładkę zupełnie tego nie zarejestrowałam. Najwidoczniej mojemu chuciami opętanemu rozumkowi wystarczyło na tyle czujności, że zdiagnozowało brzmienie jako ‘nie ojczyste’ i pozostało przy angielskim. Niezła plama.
W drodze do domu jeszcze jeden telefon, tym razem gość z Londynu, a dokładniej jego asystentka potwierdzająca środowe spotkanie. Będzie ciekawie, tym bardziej, że to dopiero czwarty dzień października.
=============
olo 2007-11-18 02:09:42 62.233.204.178
czasem sobie myślę, że chciałbym tak umieć wyrażać swój zachwyt dla kobiet. Ja, mężczyzna.
Refleksja poranna
Szklany sufit. Mur. Roszczeniowa obojętność.
Znowu???Miało być tak pięknie… a tu białe skarpetki z pod garnituru wyglądają. Jaka szkoda…
30 września 2007
Kupił, nie kupił...
Zmiany. Telefony rozdzwoniły się na dobre. Spotkanie goni spotkanie. Ciekawam bardzo co z tego wyniknie. Atmosfera w biurze gęstnieje. Prezio tygodniami nieobecny, umawia się na spotkanie poczym raczy różne osoby esemesami treści sorry jestem chory, nie dam rady przyjść, czy możesz… Już nikt nie traktuje poważnie jego deklaracji, co do spotkań. Operacyjny jest jeszcze do końca roku, a co później? Hmm nie wiem, w każdym razie ja na swoje barki nie wezmę zarządzania całą firmo – jeszcze mi życie miłe i znam wartość wolnego czasu. Tym bardziej, że mam go ciągle za mało. A za chwilę będzie jeszcze mnie z powodu szkoły. Oj będzie się działo, będzie się działo. Najpierw straciłam serce, teraz zaczynam tracić cierpliwość. Ciekawe, że tolerancja jest odwrotnie proporcjonalna do ilości telefonów i spotkań przynoszących nowości. Tak, nowości to jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Ktoś kiedyś zdiagnozował to jako zaraźliwy optymizm i umiejętność motywowania ludzi do sięgania poza to, co utarte. Jeśli wziąć pod uwagę to, co robię obecnie to coś w tym jest.
Kupił, nie kupił - potargować warto.
29 września 2007
Rozważania sferyczne
27 września 2007
Kobieta oszlifowana cierpieniem ma wartość brylantu
===============
margot__ 2007-10-05 17:56:18 83.24.144.171
zoo..co do autora powiem Ci tak Droga moja..facet z krwi i kości, najprawdziwszy z prawdziwych, rzec bym mogła hmm Przyjaciel..dużo w Nim empatii i doświadczenia a wszystko co opisane zgodne z najprawdziwszą prawdą.. całusy..
sliczna_sami sliczna_sami@o2.pl2007-09-29 13:21:24 194.116.193.13
Witam, Zooza. Dziekuje za to, ze pozwolilas mi, od pewnego czasu, zapoznawac sie ze swoimi myslami, fascynacjami, przezyciami. Dzieki temu rowniez, za Twoim przewodnictwem, poznalam wiele ciekawych miejsc, wielu ciekawych ludzi. To niewatpliwie wzbogaca.Ow KmT, o ktorego blogu wspominasz, jest po prostu mezczyzna - i jako taki, posiada kobiecy pierwiastek duszy - to zupelnie naturalne, szkoda tylko, ze rzadko spotykane. Czyzby tak niewielu mezczyzn zylo miedzy nami? ;-)Pozdrawiam Cie cieplo. :-)
PPZN
Czuję przez skórę, że nadchodzi coś kolejnego. Jeszcze nie ma kształtu ani imienia, ale po prostu wiem, że się zbliża. Niebawem zapuka do drzwi mojego umysłu, a ja pójdę otworzyć. Już czekam. Moja PPZN jest wygłodniała…
3 września 2007
Pan Niepokorny. Kulturowa historia penisa

Książka napisana w sposób przystępny, nie przeładowana specjalistycznym słownictwem z zakresu medycyny i łaciny, obfitująca w cytaty i odwołująca się do różnorodnych źródeł, sporo mało znanych ciekawostek. Ciekawa i obszerna bibliografia. To, czego trochę brakuje to ryciny czy zdjęcia, niektóre są szczegółowo opisane, ale mimo wszystko słowo nie zawsze jest w stanie oddać obraz. Po prostu miejscami tekst, aż się prosi o wizualizację. Reasumując – ciekawa pozycja, monotematyczna ale nie monotonna, nadaje się do czytania w odcinkach – z racji bohatera nie traci się wątku.
Powrót do codzienności
13 sierpnia 2007
The day before
11 sierpnia 2007
"Olimpijczyk" Richard Eckermann






10 sierpnia 2007
Przygotowania
Mam zamiar wypróbować działanie niektórych zabawek tym razem w niecodziennej sytuacji dwudziestu metrów pod wodą. Liczę na ciekawe doznania zwłaszcza przy zanurzaniu – zobaczymy czy moje przeczucia będą miały odwzorowanie w pirzeczywistości.
9 sierpnia 2007
Zbierając z poduszki sny rozrzucone
Trochę secesyjne, trochę surrealistyczne nie mniej jednak miłe dla oka i ucha wyznanie. Abstrakcyjne metafory pełne ciepła i czułości. I nawet czas przeszły nie stanowi dysonansu, nie wskazuje na to, że teraźniejszość jest zaprzeczeniem przeszłości. To, co wyłania się z liter to raczej stwierdzenie lubiłem i lubię. Nietypowa dla męskich wierszy lekkość odmalowania sytuacji, nie zawaham się użyć określenia kobieca. Klimat tak odbiegający od dzisiejszych szybkich czasów, kiedy nawet nie próbujemy zebrać resztek snów, choćby tych tytułowych – rozrzuconych na poduszkach.
8 sierpnia 2007
Zrobiona w rumieniec
Historia jednej rozmowy w jednym akcie. Tego dnia Prezio pojawił się w biurze pomimo tego, że złożony chorobą był (faceci to jednak słabe jednostki wystarczy większy katar albo trzydzieści siedem stopni na termometrze, żeby byli umierający). Nie ważne. W każdym razie Prezio pojawił się albowiem spotkać się musiał z potencjalną asystentka, a wiadomo, że nikt nie weźmie sobie na głowę problemu pod tytułem wybór asystentki dla prezesa (niech sam wybiera i niech ma do siebie pretensję, jeśli coś będzie nie halo). Tak więc parafrazując znaną sentencję: vini, vidi, wybrał. Pojawia się w drzwiach niosąc tę dobrą nowinę, że ma już asystentkę. Dokładniej to ona ma być nasza wspólna, znaczy Prezia, moja i Operacyjnego. Więc uważałam za stosowne, żeby zapytać kiedy przychodzi i kto zacz. Uważałam, więc zapytałam. W odpowiedzi usłyszałam wśród salw śmiechu „we wtorek” i zobaczyłam wyciągnięte w moją stronę paluchy i zataczającego się ze śmiechu Prezia. Zaczęłam szukać powodów tej wesołości – bezskutecznie. Kiedy przebrzmiał atak śmiechu i Prezio powrócił do jakiej takiej równowagi stwierdził, że spotkanie z potencjalną asystentka to nic, ale dla tych błysków w mich oczach warto było zwlec się z łóżka. No, ja wiele jestem w stanie zrozumieć, ale jakoś nie bardzo potrafię uwierzyć w to, że mogły mi się ślipia zaświecić do kobiety, której w życiu nie widziałam. Nie mniej jednak poczułam jak moja twarz przybiera mało szlachetny odcień cegły, co tylko nakręciło spiralę ubawienia Prezia. Nie powiem, mam ochotę na jaką lalkę, ale żeby tak perfidnie wykorzystać wiedzę o moich preferencjach to przesada. No dobra pobawił się moim kosztem, niech będzie. A teraz od razu zaczęłam się zastanawiać się co to za ziółko ta asystentka, że takie skojarzenia z moją osobą w Preziu wywołać mogła. Wrócę z urlopu to się zobaczy. Czy nadmieniłam, że cała scena rozegrała się w obecności szefa IT, który zniósł ją w absolutnym milczeniu? Nie, tak właśnie było. Z wrażenia zapomniał języka w gębie i oddalił się nie zadając pytania, z którym przyszedł. Nie ma to jak znaleźć się we właściwym miejscu i we właściwym czasie.
Swoją drogą to chyba w moim wieku wypadałoby się już nie czerwienić jak pensjonarka, nieprawdaż? Ewidentnie za mało kontaktów z Młodym, wtedy chociaż mogłam trenować ‘próby’ panowania nad własnymi słabościami. Teraz efekt purpury dopadł mnie w pół kroku. Cokolwiek bym nie powiedziała byłoby tylko gorzej, więc skwitowałam temat ceglastym milczeniem.
Po urlopie muszę znaleźć czas na znalezienie kochanki, bo na dłuższą metę życie bez kobiety jest jakieś… no nie wiem… ‘ma jedna nóżkę bardziej” albo mniej… Hmm a może by tak jakiejś nurkującej lalki poszukać… No to byłoby coś!
7 sierpnia 2007
Ruch kołowy
6 sierpnia 2007
"Jedyny-Wszystkowiedzący-Najlepiej"
5 sierpnia 2007
Odliczanie
Nie bardzo wiem w co ręce wsadzić, na ostatnią chwilę do zrobienia rzeczy kupa. Chciałabym, żeby ten tydzień się już skończył albo jeszcze nie zaczynał. Sporo biurowo-pracowych do przekazania. W tym (co mnie cieszy niezmiernie informacja do moich niemieckich-nie-przyjaciół, że mogą sobie darować wszelkie maile bo najwcześniej odpowiedzi mogą się spodziewać… we wrześniu. A nic tek nie cieszy jak zrobienie im wbrew. To jedna strona medalu. Druga to lista spraw przedwyjazdowo-osobisto-domowych. A to zieloną kartę wydrukować (tak, tak są jeszcze kraje, w których jest to potrzebne), a to ubezpieczenie na czas wyjazdu załatwić, a to członkowstwo w DAN odświeżyć, a to opiekę dla czworonoga umówić, a to parę drobiazgów sprzętowych dobrać itp., itd. A poza tym takie prozaiczne sprawy jak pranie ciuchów z trzymaniem kciuków, żeby pogoda im wyschnąć pozwoliła. Jednym słowem kołomyja. Negocjacje ewaluacyjne zostały przerwane, mam nadzieję je wznowić i zakończyć jeszcze przed urlopem (korzystając z nieobecności Operacyjnego) bo w przeciwnym razie będą możliwe dopiero w połowie września. Kolejna osoba odchodzi z organizacji, komentując zachowania „Boga i Pierwszego-Po-Bogu słowami – „nie da się zarządzać firmą przy pomocy excela, ludzie oczekują żywego kontaktu z wierchuszką”). I trudno nie zgodzić się z tym stwierdzeniem. Tym bardziej, że faktycznie Operacyjny to głownie maile pisze i tabelki w excelu przyrządza i wypełniać nakazuje, a potem szukać rozbieżności między liczbą w tabelce a i tabelce b. Nie sposób wytłumaczyć człowiekowi, że więcej tabelek to więcej miejsc do popełnienia błędu, a nikt nie ma nadmiarów wolego czasu na znajdowanie różnic.
Pożyjemy zobaczymy jak to się będzie rozwijać. Diabeł ogonem przykrył jednego CDka, na tórym wszystkie kolekcje aktów były i sporo dokumentacji z analizy rynku finansowego z ostatnich paru lat. Krótko mówiąc trzeba było usiąść i siwika przyrządzić na nowo i na dokładkę nie można podeprzeć się trendami. Niech no ja znajdę tego, kto mi gdzieś tę płytkę schował!
A tak w ogóle to nie chce mi się jutro iść do biura. Jedyne co miłe to fakt, że Operacyjny na urlopie, więc chociaż w tej materii będzie spokój.
21 lipca 2007
Friedrich Wilhelm Nietzsche
Niezależnie od kontekstu i formy, jaką ów bicz przyjmie, nie wolno o nim zapominać. Niech będzie bicz pieszczotą, niech będzie kąśliwy, niech boli lub niech przyniesie oczyszczenie. Niech będzie słowem lub dotykiem, spojrzeniem albo ciałem. Ale niech będzie. Bez niego on będzie bezbronny, a ona nienasycona.
20 lipca 2007
Urlopowanie
18 lipca 2007
Kolekcjonerskie figurki
17 lipca 2007
Na dobry początek dnia :)
15 lipca 2007
Pompon w rodzinie Fisiów

13 lipca 2007
(...) Spłyń na mnie deszczem
Niesamowity wiersz, wyznanie namacalnie rzeczywiste. Niby prosta metafora, a jednak… No właśnie, z każdego słowa wyziera erotyka i pożądanie. Kobiecość w najdelikatniejszej i najbardziej prawdziwej z form – w wilgoci. Każda strofa ocieka nią, każda o nią prosi i każda ją daje. Nie na otwartej dłoni wyciągniętej przed siebie, ale rozchylając uda. Wilgoć, którą wyczuwa się po zapachu. Przejmującym, oszałamiającym zapachu, którego nie sposób powtórzyć. Nie ma dwóch identycznych woni. Każda kobieta ma swoją osobistą recepturę i bardziej niż spirala DNA jest ona w stanie rozróżnić osoby. Pierwsze krople kobiecej rosy pachną tak słodko, tak dojmująco. Kiedy dotyka się policzkiem wewnętrznej strony uda zbliżając usta do kielicha rozkoszy, woń jest jej obietnicą. Rozetrzeć sobą tych pierwszych kropel kilka. Zaciągnąć się głęboko, zapisać w komórkach tę piorunującą kwintesencję kobiecości. Pamiętam każdą, z którą zetknęłam wargi. Kilkanaście dni temu jechałam windą z kobietą, której podniecenie wypełniało wnętrze małej metalowej windowej puszki. Gdyby ten budynek miał więcej pięter... Uwielbiam zapach kobiecego pożądania…
Co dalej interklaso?
12 lipca 2007
Królestwo za konia!
10 lipca 2007
Coś nie halo – czerwona kontrolka!
9 lipca 2007
Na uczelni bez zmian :)
AAAby ksiązkę pożyczyć... 2
AAAby ksiązkę pożyczyć...
Dominique Regnier - "Zimna jak głaz" ??!!






