31 grudnia 2008
Roboczy nocodzień
Równania ze zbyt dużą ilością zmiennych po prostu długo się rozwiązuje. A do tego jeszcze negocjacje warunków i najbardziej trywialne sprawozdania i deklaracje. W sumie gdyby wyciąć z kalendarza grudzień i styczeń byłoby naprawdę miło!
Zmęczenie wyssało ze mnie całą energię przywieziona w listopadzie z Egiptowa, nic już nie zostało, żeby nie powiedzieć, że jadę na debecie energetycznym. Gdzieś tam majaczy nieśmiało Wyspa Gorąca… kto wie, może jak się już obrobię z tą "końcoroczną" buchalterią…
30 grudnia 2008
Richard Young - Studium dopieszczenia







Rozogniona samba, płonące tango, zmysłowy balet i pelnokrwiste flamenco - zatrzymane pod pędzlem w galerii Dancers cielesność kobiecości w galerii Figurative to coś, co szczególnie polecam.
Nie mogłoby również zabraknąć czerwieni rozchylonych warg. Zmysłowo zapraszających do tego żeby ich dotknąć. Przyprószone bielą może wyschnięte od zbyt szybkiego oddechu i krzyku, a może z zaschniętą i skruszoną już teraz powłoką z płynnej męskości? Kto może wiedzieć, jak to było naprawdę…

29 grudnia 2008
Tatuaż nocy (by Amberlake Cyrian)

I jakie miłe zaskoczenie subtelnością języka i ciekawą konstrukcją fabuły. Retrospekcja oprawiona w ramki z czasu teraźniejszego. Nieprzypadkowa przypadkowość sytuacji, gra na ludzkich emocjach – tych najsilniejszych – od zatracenia się rozkoszy po nienawiść, od złamania do buntu. Całość zaś owiana tajemnicą niedopowiedzenia. I to, co tak bardzo lubię – i w literaturze, i w rzeczywistości – złudzenie. Wytworzenie w umyśle rzeczywistości, która nigdzie poza nią nie istnieje. Podsycanie namiętności przez aranżowanie sytuacji, spotkań, miejsc, nadawanie im nowych wymiarów i znaczeń. Misterium przemienienia zwykłego w niezwykłe, snu w jawę i marzenia w spełnienie.
Bardzo trafnie i dogłębnie pokazana ewolucja postrzegania samej siebie przez główną bohaterkę. Jej droga od wyparcia, przez rezygnację do akceptacji… własnych pragnień. Mieć odwagę je spełniać to pełnia człowieczeństwa, bez względu na to jakie to pragnienia. Nawet jeżeli ich ujawnienie okupione jest swoistym przymusem. To, co najbardziej jednak ekscytujące w konstrukcji powieści to niezłomność zasad przyjętych w społeczności. To symbole zamiast słów. To świadomość, że bez względu na to jak bardzo szalone wydają się być pragnienia ich spełnianie ma dawać, i daje, wyłącznie przyjemność. Niepisane reguły, bezpieczeństwo i opieka – to warunki, w którym można pielęgnować i hodować własną uległość. Anonimowość pozwalająca czasami na więcej. Ale nigdy poza granice dobrego smaku i zdrowego rozsądku.
Nie miałabym nic przeciwko powstaniu takiego… klubu powiedzmy tuż za rogiem…
25 grudnia 2008
23 grudnia 2008
(...) więc jesteś
Trzysta pięćdziesiąt pięć. Tyle właśnie i ani jeden dzień krócej czekałam aż rozchyli dla mnie wargi i odda pocałunek. Delikatność wnętrza wynagrodziła każdy dzień oczekiwania. Perfekcyjnie upojna chwila, która dołącza do kolekcji emocji, mojego osobistego panteonu wzruszeń. Nigdy jeszcze kobieta nie urzekła mnie tak swoją delikatnością. Nieśmiała, niezdecydowana, płocha. Oddała pocałunek tak żarliwie, tak namiętnie, że musiałam przywołać całe pokłady silnej woli i zdrowego rozsądku, żeby nie skonsumować jej publicznie. Właśnie tam, wśród ludzi. Wystarczyło ją posadzić na barze, o który się opierała…
Kiedy oddechem dotykałam jej karku odwracała się i zarzucała mi ręce na szyję podając usta. Cudownie krucha. Filigranowo kusząca. Zamykałam ją w objęciach walcząc z pożądaniem i innymi dłońmi. Była mrocznym obiektem pożądania. Roztańczona, emanująca zwierzęcym magnetyzmem i rozsiewająca feromony. Rozchwytywana przez tancerzy, powracająca raz za razem do wodopoju i moich ramion. Młodość ma swoje prawa. Cudownie było patrzeć jak wzbudza zachłanność ust i dłoni, jak mami i odchodzi pozostawiając wiszące w powietrzu niespełnienie. Ale jeszcze cudowniejsze było wyjść tuląc ją do siebie. I mieć tylko dla siebie. Przez chwilę. Bo w życiu piękne są tylko chwile, a ta była jedną z nich.
Moja Laleczko z Porcelany powtórzę za poetką - niech cię dotknę raz jeszcze dłonią i ustami.
15 grudnia 2008
Afrodyzjak prochem podszyty
I w końcu nadchodzi ten moment, kiedy wyciągam palce, żeby dotknąć zimnej stali. Tym razem na wolnym powietrzu. Tak lepiej. Wiatr oblatywacz zabiera moje westchnienia. I tylko tak trudno się skoncentrować, pamiętać, żeby nie wsunąć dłoni między uda, żeby ugasić kotłującą się tam żądzę.
Glocka nawet nie dotknęłam, dziś moim towarzyszem skrywanej rozkoszy był Jericho. Większy, cięższy, obcy. A mimo to dreszczył mnie rozkoszą przez zgrabiałe z zimna palce. A może właśnie to fakt, że był nieznajomy jeszcze bardziej ekscytował. Już samo ładowanie magazynka ma dla mnie konotacje iście seksualne. Kaliber 9 – maleńkie, gładkie metalowe łechtaczki. Cudeńka przetaczane w opuszkach palców, wgniatane kciukiem w otwarte wnętrze stali.
Ona gdzieś tuż obok, tak krucha i zaangażowana. Tym razem przegrała ze Stalowym Potworem. W każdym razie stawał się obiektem nie tyle pożądania co raczej zaspokojenia żądzy. Właśnie tak. Kiedy stawałam tuż za nią dotykając wzgórkiem jej pośladków mogłabym ją pochłonąć. Na szczęścia musiałam się podporządkować rygorowi, słuchać poleceń i wykonywać je. Na szczęście. Na miłość boską jak ja to uwielbiam. To drżenie palców zmęczonych ładowaniem magazynków, to wstrzymywanie oddechu, to szarpnięcie po strzale. Fala przepływająca przeze mnie od góry aż po stopy i ciągnąca gdzieś w głąb ziemi.
Czysta przyjemność przyprawiona testosteronem. Pierwotna i jakaś taka odrealniona. Mocny chwyt, palec wskazujący warujący na kabłąku, magazynek lekko uwierający w bok. I strzał. Idealnie zsynchronizowany ze skurczem. I nie wiem czy strzelam w rytm orgazmu czy raczej szczytuję w takt wystrzałów. Kłębowisko bodźców ograniczone wyłącznie do mojego ciała. Słuchawki – trak skutecznie odcinające to, co na zewnątrz, okulary budujące przezroczystą barierę i tylko skóra, która odbiera wszystko. Maleńkie skrawki ciała, nieosłonięte, niechronione, łapczywie wysysające z pistoletu jego aurę i siłę, męskość i samczość. Podporządkowujące się, powolne, uległe…
Powracająca wizja niespełnionego jeszcze marzenia, teraz taka realna, taka bliska, taka możliwa. I rozsadzająca od wewnątrz potrzeba zaspokojenia bestii. Najlepiej tu i teraz. Ale nie, potrafię ją trzymać na wodzy. Potrafię wrócić tam, gdzie moja chuć znajdzie zaspokojenie.
Do następnego razu.
1 grudnia 2008
Słoneczno-wietrzny listopad
Spojrzałam w twarz kolejnemu wyzwaniu – wrakom. I, niestety, nie mogę powiedzieć, że darzymy się obopólnym zainteresowaniem. W każdym razie jeśli chodzi o „inside”. Byłam, zobaczyłam, nad kolejnym razem się zastanowię. Konfrontacja rafa wrak zakończyła się wynikiem dwa zero dla rafy. Ale za to po kokardy miałam nurkowań w prądzie i strzelania bojki. Jedynie trzy nocne nurki były w wersji z łodzi i na łódź, wszystkie inne powroty to zbieranie towarzystwa zodiakiem z obszaru najeżonego czerwonymi bojami.
Ilość muren przeszła wszelkie pojęcie. W zasadzie nie było nurkowania, na którym nie spotkałabym co najmniej kilku sztuk!
Powrót do deszcz-śniego-zimnej-chlapy nie nastraja optymistycznie, a najbliższa (ewentualna) przyjemność nie wcześniej niż w kwietniu, czyli po audycie i zatwierdzeniu sprawozdań. Cierpliwości trzeba mi.
29 listopada 2008
Luksus a człowieczeństwo
Wszystko jest bardziej brytyjskie niż brytyjska królowa, załoga jak po szkole kamerdynerów, briefingi prezentacje powerpointowe z trójwymiarowymi modelami raf i wraków. Ale… ale brakuje w tym wszystkim człowieka. Divemasterzy a i owszem uśmiechnięci i serdeczni, dbający o to, żeby było miło. A jednocześnie trzymają dystans, żeby za żadne skarby się nie spoufalić. Realizują zadania na nich nałożone. Nawet dzieląc się powietrzem z którymś z nurków robią to machinalnie, nie zważając na fakt, że octopus ma tylko osiemdziesiąt centymetrów i nie sposób oglądać się za grupą bez wyrwania temu biedakowi automatu z ust.
Nawet arabska załoga jest jakaś taka nieprzystępna (sic!) a przecież oni zawsze są bliżej nurków niż cała reszta. Brakowało mi swobody i familiarnej atmosfery Amelii. Tu było po prostu sztywno. Jednym słowem wikt i opierunek z najwyższej półki ale emocje zostawiamy na brzegu. Na dłuższą metę wolę jednak swobodę niż zimny wychów, więc następnym razem raczej węższa koja, spanie na pokładzie i wesoła atmosfera niż bułkę przez bibułkę! Im więcej luksusu tym mniej człowieka – jak wykazała praktyka.
28 listopada 2008
26 listopada 2008
Meteorologicznie
Jutro będzie lepiej, musi być. Odpuszczę sobie nocne nurkowanie bo jeszcze nie będę miała siły na kompas popatrzeć i po co sobie obciachu nastrzelać.
2 listopada 2008
13
1 listopada 2008
M jak...
Kolejne zdarzenie, kolejna cegiełka do koszy doświadczeń, kolejne ‘nigdy’. Innymi słowy nigdy nie przyjmuj odpowiedzialności za finanse spółki, która jest na earnoucie. NIGDY. Złamanie zakazu grozi schizofrenią (w najlepszym wypadku). Konflikt interesów to mało powiedziane. Naginanie rzeczywistości także. Efekt podejmowanych decyzji może być widoczny i odczuwalny w krótki lub długim okresie – w zależności od perspektywy. Niektórzy o tym zapominają. I to wystarczy, żeby zacząć wojnę.
Mobbing. Obco brzmiące słowo. Obco? Czyżby? Nie wówczas kiedy podają go na pierwsze i drugie śniadanie, na lunch a nawet na podwieczorek. Pięć dni w tygodniu. Mnie się przejadł, czas na dietę oczyszczającą. Aaaaaaaby dietetyka od zaraz.
30 października 2008
Metamorfoza
Chcę znowu mojej Laleczki z Porcelany. Filigranowej figurynki z kości słoniowej skreślonej czarną kreską.
25 października 2008
Lekcja erotyki

Lektura idealna na melancholijne jesienne popołudnie, takie z ostatnimi promieniami babiego lata. Pozwalająca przywołać z głębi umysłu własne wspomnienia. No właśnie, opowiedziane zdarzenia są na tyle naturalne, że mogły się przydarzyć każdej niemal kobiecie. A jeżeli nie dokładnie to bardzo podobne. Może hotel miał inną nazwę, może inne imię nosił Mężczyzna lub Kobieta. Metafizyczne uniesienia przeplatają się z rzeczywistością. Człowiek sprowadzony do poziomu ciała, emocje do poziomu fizjologii.
Można żyć nic nie tracąc bez lektury Lekcji erotyki, ale można dzięki niej spojrzeć na erotyczny aspekt życia w trochę inny sposób. Mocna czwórka.
20 października 2008
Do biegu, gotowi, start
I może właśnie dlatego do wieku olimpijskiego ‘dożywa’ tak niewielu zawodników. Może nie tylko PZPN wymaga reformy ale PZP także.
12 października 2008
Piniata w galarecie
I tort z galaretki też był trafiony. Więc nawet zapomniałam już, że jego zrobienie kończyło się o 4 nad ranem. No ale jak sobie ktoś wymyśla nie tylko kilka pięter galaretki ale do tego każde piętro w kolorowe paski to takie są efekty. Żeby się galaretka zaczęła uczciwie trząść trzeba swoje odczekać.
I jeszcze słowo w kwestii piniaty. Strzał w dziesiątkę! Ta szczęście obyło się bez ofiar choć niewiele brakowało. I kto by pomyślał, że taką frajdę może sprawić zbieranie z trawy kilku kilogramów cukierków na wyścigi.
6 października 2008
Róża Wspomnień
A więc pamiętasz i Ty. Ziemia drżała, a światło było wprost boskie kiedy pozwoliłaś mi dotknąć raju Słodka Dręczycielko. Tyle dni, miesięcy, ba już nawet lat, a Róża wciąż trwa - są rzeczy niezmienne.
3 października 2008
Mniej niż zero
Nie żałuje, w sumie nie żałuję niczego. Ale dziś dokonałabym odmiennych wyborów. Nie wiem czy zadowoliłyby mnie ich efekty, ale same wybory byłyby inne.
Pragnienie? Żyć tak, jakby jutro nie istniało. Usłyszeć życzenia carpe diem. I smakować je do ostatniego tchnienia. Nie mogę już umrzeć młodo, ale ciągle jeszcze mogłabym żyć szybko. Amen.
23 września 2008
22 września 2008
Architektonika romansu - Tomasz Szlendak

Książkę polecam pasjonatom fizjologiczno-socjologicznego spojrzenia na człowieka z dystansem do siebie. Szkiełko i oko bywają tu czasami bezlitośnie bolesne. Wciągający sposób narracji, ciekawy układ ‘akcji’ pozwalający prześledzić zmiany ewolucyjne. Nie ma tu głaskania po przysłowiowej głowie żadnej z płci. Uważny czytelnik znajdzie tu zarówno argumenty, które można byłoby włożyć w usta wojującej feministki jak i zdeklarowanego szowinisty. Zaskakująca mieszanka, choć przyznam, że może trochę za długa, raczej nie przypuszczam, żeby ktoś przeczytał całość za jednym zamachem. To, co zdecydowanie należy zapisać na plus to taka kompozycja rozdziałów, która pozwala sięgać po książkę po kawałku, w dowolnych okresach czasu. Rozdziały stanowią spójne, zamknięte obszary, a sama książka ma kompozycję karty dań. Można szybką przystawkę wybrać lub obiad z sześciu dań z deserem. I każdy będzie ukontentowany wyborem , a to nieczęste.
20 września 2008
Gabriel García Márquez
Sentencja warta zastanawienia.
18 września 2008
Federic Fontenoy - voyerysta z wyobraźnią
Śmiałe i dekadenckie aranżacje, trącące nutką zepsucia i wonią zakazanego owocu. Przeszłość mieszająca się przyszłością, wspomnienie z marzeniem, odbicie z realnością. Dopracowane detale scenografii, obrazoburcze konstelacje ciał, wyzywające pozy emanujące grzesznym podglądactwem i tajemnicą. Sam autor nazywa te scenki burdelem wyobraźni i gabinetem dziwów. Coś w tym jest. Postać mężczyzny, który na wielu fotografiach jest jak cień, który przypadkowo zaplątał się w kadrze – cień przyłapany na podglądaniu czy próbie dotknięcia. Pokój. Ten pokój musi znajdować się gdzieś na strychu, stanowić domowo tabu – Miejsce, Którego Nie Ma. Ważnym elementem są lustra, obrazy lustrzane pokazują coś z poza kadru. Może przeszłość, która zamieszkała pod powłoką rtęciowe srebra, może niespełnione fantazje, a może po prostu świat równoległy.
Zapraszam na spacer po odnalezionym tajemniczym zamkniętym pokoju, podróż w czasie i przestrzeni, aż do ogrodu podświadomości. To przystawki, na danie główne zaprasza sam mistrz - Federic Fontenoy.

16 września 2008
Z odzysku
Ostrokół zbudować wokół siebie chcę. Solidny, wysoki, niezłomny. Przywdziać maskę obojętnej niby-normalności oraz płaszczyk z membraną topomniespływa. I robić swoje. Ale to trudne, kiedy ma się serce na dłoni a takt i dyplomację w zupełnie innym miejscu niż większość ludzi. Po prostu trudne.
Parafrazując piosenkę - Tam, gdzieś na dnie został mój świat. To jedno się nie zmienia we mnie, wieczny niedosyt, pragnienie bycia tam. Po prostu w miejscu, które mogę nazwać Edenem. W czasie poza czasem. Tam upływ czasu mierzy się zupełnie inną miarką. I ważność spraw.
10 września 2008
Wiadomość z Nieświatu
Słowa to za mało, żeby odpowiedzieć.
9 września 2008
Mikstura
8 września 2008
Pacyfikacja
23 lipca 2008
Cień wiatru
20 lipca 2008
Dekompozycja
„Jak pozbierać myśli z tych nie poskładanych?
Dni, których nie znamy (fragmenty)
Marek Grechuta
Położę na dłoni myśli przyjemne i ostatnim tchnieniem fascynacji stworzę z nich satelity na orbicie mnie samej. Niech powracają do mnie jak wschody słońca i księżyca. I jak one niech pozostaną poza zasięgiem.
13 lipca 2008
Senne anglezowanie
Wszystko to jednak blaknie w obliczu faktu, że mówiąc przez sen także się przerzuciłam na anglezowanie. No cóż, tak już mam, że moja podświadomość lubi myśleć na głos. Ale taka jazda to się jej jeszcze nie zdarzyła. Nie wiem jak to jest teraz, jako, że miejsce obok całkiem puste jest, ale domniemuję, że trwa. Być może budzę się właśnie na dźwięk własnego głosu. Takie tam – konwersacje z podświadomością.
12 lipca 2008
Pod powiekami
11 lipca 2008
Pokrętnie
I mail anglezowany – taki suchy jak urzędowe obwieszczenie. Cholera lepiej było nań czekać niż go dostać. Ot, kolejny dzień życia.
WOS – wzgardzona, odrzucona, samotna. Moja przyjaciółką tequila. Może uda się nie obudzić jutro w tej samej rzeczywistości. Oby. Zanosi się na długą rozmową z Laleczką, tylko miejsce nie takie. Nigdy więcej odkładania uczuć na później. Nigdy. Lepiej już poczuć gorycz odmowy niż nic. A goryczkę zawsze można zabić ptasim mleczkiem albo cytryną.
3 lipca 2008
1 lipca 2008
29 czerwca 2008
Trans-po-sure








25 czerwca 2008
Nurkowanie jest jak sex
24 czerwca 2008
Jajko z niespodzianką
23 czerwca 2008
Być jak James
Na razie jednak trzeba będzie wziąć manatki na basen i poćwiczyć bo tylko tak dochodzi się do perfekcji. Mając jednak w głowie obraz tego młodego Posejdona wiem gdzie chcę być, po części wiem także jak to zrobić. Teraz tylko czas i samozaparcie. Ile czasu to może zająć? Niewiem. Ale sprawdzę to!
15 czerwca 2008
Reset, defragmentacja i koń trojański
A tak z innej beczki – Prezio przeszedł samego siebie składając propozycje managementowi, ale nie to mnie powaliło tylko fakt, że łyknęli temat jak indyki kukurydzę. Jak dzieci… Najprostsza i najstarsza chyba socjotechnika, a towarzystwo się napaliło jak szczerbaty na suchary (sorki za kolokwializm ale nic innego nie oddaje poziomu zaślepienia towarzystwa). A wydawało się, że to dorośli ludzie, z doświadczeniem zawodowym. Aż przykro było patrzeć (i słuchać) jak galopowali na podstawionym koniku, ciekaw kiedy się zorientują, że to koń trojański.
Mierzi mnie ta cała sytuacja, po prostu mnie mierzi. To dobry czas, żeby oczyścić umysł, na nowo poustalać priorytety, zweryfikować sprawy z szufladki ‘ważne i pilne’. Może się okazać, że one są wyłącznie pilne, a ważne może też ale nie dla mnie tylko dla kogoś innego. Nie zamierzam umierać za Niceę! Ani za nic innego. Poziom absurdu sięgnął zenitu. Teraz sam reset umysłowy nie wystarczy, konieczna będzie defragmentacja dysków i odzyskanie wolnych zasobów. Z perspektywy trzydziestu metrów pod wodą wiele rzeczy wygląda inaczej. Już dzisiejszej nocy będę delektować się czarną kołderką wyszywaną złotymi gwiazdkami i morską bryzą. Już jutro wezmę pierwszy nitroksowy oddech i przejdę w wyjątkowo higieniczny tryb życia SNJ czyli spanie-nurkowanie-jedzenie. No, i co najważniejsze, tydzień bez maila i telefonu – tego nie sposób przecenić.
9 czerwca 2008
MSRowe finito!
5 czerwca 2008
Golasy - wstęp wolny
Data: 7 czerwca 2008r
Godzina: 22.30
Repertuar: "Święta góra", "Kreta" oraz "Fando i Lis".
Reżyser: Alejandro Jodorowski
Cytując za dystrybutorem
"Osoby, które przyjdą na maraton filmów Jodorowskiego nago, otrzymają w prezencie koszulki z limitowanej serii wyprodukowanej z okazji wprowadzenia filmów Jodorowskiego na polskie ekrany oraz WSTĘP WOLNY. WSTĘP WOLNY otrzymają również osoby duchowne wszelkich wyznań, które przyjdą w stroju służbowym lub nago. Organizatorzy zapewniają strawę duchową oraz wino. Inne używki we własnym zakresie."
Całość artykułu dostępna w serwisie Gazety.
Znając podejście warszawskich organów administracji na przykładzie słynnego doniesienia do prokuratury na SukęOff w listopadzie 2005r spodziewam się, że będzie wesoło. Oczywiście trzeba podejść literalnie do informacji od dystybutora i rozebrac (nomen omen) na czynniki pierwsze frazę "Osoby, które przyjdą na maraton filmów Jodorowskiego nago". Czy przyjście na maraton i przyjście do kina to to samo? Czy gołych tyłków dystrybutor życzy sobie jeszcze przed kinem czy dopiero przy bileterze. Nieprecyzyjne sformułowanie może być powodem nieporozumień.
Zastanówmy się nad ewentualnym łamaniem prawa przez osoby chcące skorzystać z darmowego zaproszenia. Jeżeli zostaną zatrzymane przed kinem mogą mieć postawiony zarzut obnażania się w miejscu publicznym. Ale jeżeli kino będzie zamknięte (czytaj impreza zamknięta) a negliż powstanie gdzieś między kasa biletową a bileterem odrywającym kawałek papierka to takowego zagrożenia nie widzę. Znaczy na wszelki wypadek sprawdziłabym pełnoletność kupujących bilety i życzyła im miłego seansu.
Swoją drogą ciekawe czy planują wyłączenie klimatyzacji na czas projekcji. Jeżeli nie to może być nieźle zasmarkana widownia po tym maratonie ;). Tak czy owak odważna inicjatywa!
4 czerwca 2008
Ewolucja uległości – comming out
Samoświadomość pragnień nie idzie bowiem w parze ze słownikowymi definicjami. A rzeczy nie są rzeczami tak długo, jak długo są nienazwane. Świadomość podsuwa skojarzenia, które mogą skierować poszukiwania w zupełnie błędnym kierunku. Która z nas odczuwając przyjemność z myśli o bólu lub doświadczając go wymyśliła, że to bdsm? Przecież to skrót nic nie mówiący (w każdym razie na początku). Wrzucając do wyszukiwarki kolejne skojarzenia przejdzie się kiedyś zapewne przez przemoc, wykorzystywanie seksualne i temu podobne tematy do czegoś, co będzie światełkiem w tunelu. Może będzie to zdjęcie shibari, może jakiś wyjątkowo podniecający opis oddający nasz osobisty film z wnętrza umysłu. Nie wiadomo. To kieruje poszukiwania na inne tory. Pojawiają się kolejne słowa, Kolejne wyniki w wyszukiwarce – blogi, opowiadania, zdjęcia, fora. I pojawia się strach. Pośpieszne zamykanie stron, próba wymazania z pamięci obrazów czy opisów. I to ciągle pragnienie powrotu w mroczny klimat. Przestrach ze znalezienia odpowiedzi na kłębiące się w głowie pytania. Ambiwalentne uczucia wobec tematu i wobec samego siebie.
Pytania o (nie)normalność, wyparcie, kwaśne winogrona i słodkie cytryny – klasyczny zestaw zachowań opisanych w psychologii. Mętlik w głowie, a to właśnie jeden z ważniejszych momentów w ewolucji uległości. Potrzeba zadawania pytań, tylko komu przy braku zaufanego autorytetu? Intensyfikacja poszukiwań. Umysł jeszcze nie jest w stanie filtrować informacji, oddzielać fikcji od prawdy, weryfikować zachowań. Uległość, która teraz jest już nie tylko uświadomiona ale i nazwana zaczyna się karmić tym, co znajdujemy. Fascynacja tematem, rosnący głód informacji.
Czat jest tym miejscem, które wydaje się być idealne dla rozmów w czasie rzeczywistym. Z jednym zastrzeżeniem – nie znamy rozmówcy. Czat ma te przewagę, że pozwala bezkarnie zadawać pytania pozostając anonimowym. I jeżeli znajdziemy kogoś, kto będzie chciał mówić to będzie to duży sukces. Najczęściej jednak znajdujemy osoby, które zadają pytania. W efekcie można sobie zafundować niepotrzebną frustrację przez brak odpowiedzi na nurtujące pytania. Próba przeniesienia dyskusji na grunt znajomych osób jest więcej niż trudna. No bo jak powiedzieć czułemu chłopakowi, że marzy ci się lanie? Albo przyjaciółce od serca, z którą powtarzałaś hasła o równouprawnieniu płci, że pragniesz zniewolenia przez mężczyznę? Prawdopodobieństwo, że nie zrozumieją jest zbyt wysokie. Do tego jeszcze silne poczucie wstydu z powodu takich a nie innych pragnień. Jedyna droga to powrót pod płaszcz anonimowości.
Rozmowy, nawet jeżeli owocne (a w zasadzie im bardziej owocne tym bardziej stymulujące) to tylko rozmowy. I w końcu przestają wystarczać. Kiedy potrzeba konfrontacji wyobrażeń zaczyna dominować nad przyjemnością rozmowy uległość osiąga kolejne stadium - comming out zewnętrzny.
3 czerwca 2008
Powrót do przeszłości
Powietrze wibruje obco przynosząc woń strachu.
Czerwiec za progiem. Czerwce też są znaczące. I ten także taki będzie. Już to czuję.
2 czerwca 2008
Nemo33



1 czerwca 2008
Srebrno-brązowy Dzień Dziecka
Zabawa przednia, dzieciaków sporo a najbardziej przejęte były najmłodsze - te, które jeszcze z deską pływają. Tak trzymać Młoda!
31 maja 2008
Połowiczny sukces
29 maja 2008
Uwaga złodziej!
28 maja 2008
Sianokosy
27 maja 2008
Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu
26 maja 2008
Pod górkę ;)
Swoją drogą zawsze bardziej mnie pociągały wschody słońca niż kiczowate w wyrazie zachody (zwłaszcza te na plaży z zarysem palm).
24 maja 2008
Rozmowa liryczna
Jej własnie mogłabym wyszeptać tę dedykację. Jej własnie. Tak bliskiej i ciału, i duszy osobie. I tylko zrobić tego nie chcę, bo wciąż próbuję się nie zakochać. Zadurzam się w jej aurze, spijam słowa z warg rozchylonych rozkosznie, których wzbraniam sobie tknąć. Kolekcjonuje jej uśmiechy i zapachy, smakuję kawę jej dłonią podaną - ja, która kawy nie pijam. Nie chcę się zakochać, kobiety bolą tak bardzo i tak głęboko...
Barebacking nie dla mnie
Nazwanie zjawiska to jedno, mnie raczej zastanawia co popycha takich ludzi do działań, w dłuższej perspektywie - przeciwko własnemu organizmowi. Adrenalinka podobna rosyjskiej ruletce? Uda się wyjść cało czy też nie z przygody? Bo trudno mi uwierzyc, że chodzi o świadome lekceważenie zagrożenia w rodzaju jadę powoli więc nie muszę zapinać pasów bezpieczeństwa w samochodzie.
Nie powiem, kategoria "sex z nieznajomym/nieznajomą" dla mnie także jest silnym afrodyzjakiem. Ale co innego mieć fantazję, a co innego ja skonsumowac. W tym przypadku pozostanę jednak na głodzie, bo szacunej ewentualnych kosztów za możliwą (co nie znaczy pewną) przyjemność nie wychodzi na korzyść realizacji fantazji. Dziękuję, nie jadam "fast-fuu-dów'.
23 maja 2008
Julian Tuwim
Tak właśnie zamierzam, inaczej po cóż byłoby tyle trudu :). Znajomi, wszyscy ci, których kiedykolwiek poznaliśmy? Czy może wszyscy ci, którzy warci są zapamiętania. A może ci, którzy mogliby ze znajomych przerodzić się w przyjaciół. Przyjaciele - Ludzie Którzy Wiedzą. I nie ma znaczenia kiedy ostatnio się z nimi rozmawiało, wczoraj, rok temu, pięć czy dwadzieścia lat wstecz. Zawsze możesz wpaść i powiedzieć cześć, odpowiedzą jakbyśmy się nie widzieli od... wczoraj. Żyć ciekawie, to ważne. Żyć tak, żeby mieć z tego przyjemność.
Właśnie tak. Nie, żeby płakali po mnie ale właśnie wpomnieli, że cokolwiek o mnie nie mówic to jedno trzeba przyznać - ze mną nie sposób było się nudzić. Dobra i złe chwile i zdarzenia ulotne być mogą, ale to, co bywało interesujace i ciekawe - zostanie zawsze w zakamarkach pamięci. Ku pamięci zatem :)
20 maja 2008
Hikari Kesho - shibari po włosku
Na uwagę zasługują kompozycje podwieszane, zarówno ze względu na estetykę sznurowania jak i roztaczające cudowną aurę erotyki pozy modelek. Motyle. Po prostu. I tylko zamiast skrzydeł mające ramiona. Uwikłane w nieziemskie pajęczyny, ktorych stają sie ozdobami.
Fotografie wywołujące emocje tym większe, jeżeli zna się pieszczotę sznura na skórze, jeżeli doświadczyło się stanu nieważkości w pajęczynie. To, czego trochę brakuje to ślady po linkach, odciśnięte w ciele pocałunki więzów. Jeszcze ciepłe runy…
Ewolucja uległości - uległość nieuświadomiona
Czasami trzeba lat, żeby to, czego się doświadcza w snowaniu być w stanie wyartykułować na jawie. I nie chodzi mi o publiczne deklaracje, o dzielenie się z kimkolwiek tymi przeżyciami. Chodzi o trzeźwe powiedzenie samemu sobie – tak, właśnie to mnie podnieca, właśnie tego pragnę doświadczyć. Przyznać się przed sobą, co mnie w tym pociąga. Najtrudniejsze – osobisty coming out. Zaakceptowanie własnej fascynacji poniżeniem i bólem. Tym trudniejsze, kiedy kontrastuje z reprezentowana postawa życiową. Bez pełnej i świadomej samoakceptacji tego stanu nie sposób mówić o jakimkolwiek realizowaniu tych pragnień.
Sprowokowana
Dyskurs o uległości, widziany oczyma obu stron. Uległości nieuświadomionej i płochej, uległości odkrywanej, uległości właściwej wreszcie. Dawno już nie pamiętam tak inspirującej wymiany zdań. Z dwóch skrajnie odmiennych pozycji, ze szczytu górskiego i morskiego odmętu. Niewiarygodnie kiczowate zestawienie z tego wyjść mogło, gdyby nie fakt, że tak właśnie chciało to rozlokować przeznaczenie.
19 maja 2008
Ocena? Nie... ewaluacja
Chyba wolę już korporację w korporacyjnym wydaniu – tam przynajmniej nie ma rozczarowań, bo zasady gry są od początku jasne.
18 maja 2008
Obnażające cięcie
17 maja 2008
Na sprężonym powietrzu
Kiedyś zastanawiałam się, co powoduje ludźmi, że decydują się na pracę divemasterów właśnie tam. Pewnie ilu ludzi tyle odpowiedzi. Dla mnie byłaby to właśnie przyjemność bycia w innym wymiarze, innym czasie i przestrzeni. Ucieczka? Być może, ale jaka piękna i jaka skuteczna. Nie wiem czy na dłuższą metę potrafiłabym tak, ale wiem, że dla własnego zdrowia psychicznego powinnam powtarzać to przynajmniej raz na trzy miesiące, albo nawet dwa. Nie minęły trzy tygodnie od powrotu, a tęsknota mnie obezwładnia. Ja nie potrafię na pół gwizdka, cokolwiek robie musze się temu poświęcić bez reszty. Egiptowo – mój Eden, dziewicze południe.
5 maja 2008
Laleczka z porcelany
To takie urocze wrócić po nieobecności i widzieć, że ktoś czeka. Na mój powrót. Laleczka z porcelany, można popatrzeć, można dotknąć, ale nie można zabrać ze sobą. Jeszcze nie.
3 maja 2008
Słona retrospekcja
Na szczęście jednak trafił się na łodzi divemaster, który pozwalał czerpać ze swojej wiedzy, dzielił się pasją i po prostu mu się chciało. A nie musiał przecież, bo inna jego rola tam była. Brytyjczyk, bardziej brytyjski niż cała rodzina królewska razem wzięta. Zdystansowany, opanowany, spokojny itp. Zachwycający w swojej wewnętrznej równowadze, emanujący radością nurkowania. Chłonęłam całą sobą tę jego wewnętrzna energie i pasję. W końcu ktoś, dla kogo nie liczy się dystans w dół czy w poziomie, ale ktoś, kto potrafi się cieszyć pływaniem tuż nad dnem lub w ślimaczym tempie przesuwać się wzdłuż ścianki. Ktoś, do kogo chce się dostosować rytm oddechu i ruch płetw. Ktoś, kto potrafi przeszukiwać poletko trawy wodnej, żeby znaleźć w nim zielono przezroczyste, dwucentymetrowe stworzenie przypominające włochatego i wyprostowanego konika morskiego. Ktoś, kto potrafi się cieszyć jak dziecko, kiedy już to znajdzie. Wciąż mam przed oczyma jego sylwetkę, która z gracją poruszała się w wodzie, te kocie ruchy, to zaglądanie pod skalne załomy i nawisy koralowców, przewrotki wyciskające ostatnie bąbelki powietrza uwięzione pod kapturem. Uwielbiałam z nim pływać.
Tydzień z nim nauczył mnie więcej niż wszyscy instruktorzy razem wzięci przez całe moje nurkowe życie. Jest moim guru. Kimś, kto potrafi w dwudziestym pierwszym wieku się nie spieszyć, przez godzinę śledzić najdrobniejsze ślady na piasku, żeby na koniec spotkać nagoskrzelnego ślimaka. Od razu przypomina mi się MPJ ze słowami
„Kto chce, bym go kochała, musi umieć siedzieć na ławce
i przyglądać się bacznie robakom i każdej najmniejszej trawce”.
Właśnie taki jest James – potrafi patrzeć tam, gdzie inni nawet nie rzucą okiem i znajduje tam skarby. Za każdym razem, kiedy widziałam tuż nad powierzchnią wody jego skierowany ku dołowi kciuk wiedziałam, że zmierzamy w stronę kolejnej przygody. Pod wodą był u siebie, w swoim środowisku naturalnym. Absolutny perfekcjonista, pasjonat. Obcowanie z nim pod wodą dawało mi fizyczną przyjemność. Chciałabym jeszcze zakosztować tej przyjemności. W środowisku, w którym słowa nie istnieją, a komunikację tworzą gesty. Gdzie poznaje się człowieka od zupełnie innej strony niż na powierzchni. Jest jedną z dwóch osób, z którymi bez wahania skoczyłabym w wodę, w każdą wodę.
Nie chce mi się wracać do rzeczywistości, co najmniej połowa mojej duszy jest jeszcze tam, pod wodą. Nie wiem czy nie będzie konieczna wyprawa, żeby ją sprowadzić tutaj. Nigdy jeszcze nie było tak, żebym z takim trudem rozstawała się wyprawą. Ale i żadna inna do tej pory nie dała mi takiej frajdy.
25 kwietnia 2008
Złoto
18 kwietnia 2008
Reset
16 kwietnia 2008
German Fetish Ball 9-11 maja
Mam coraz większa potrzebę reaktywowania Fetyszozy, coraz większą... Przy okazji właśanie stwierdziłam, że Onet wysłał w kosmos fetyszozowego bloga. Tak więc historia pozostaje już tylko w zapiskach i wspomnieniach uczestników. Tym bardziej należałoby ja odświeżyć :). Jeśli nie może być doroczna to może nich będzie to biennale?
14 kwietnia 2008
Przedsmak męczącego :) wypoczynku
Mam w planie że testy niekoniecznie nurkowych zabawek pod wodą. Choć i zastosowanie czysto nurkowych w innych celach tez jest bardzo prawdopodobne. Ot choćby pas krokowy od jacketu, z którym to jeszcze nie miałam przyjemności (co kolwiek to znaczy ;)).
Zatem odliczanie czas zacząć: 11 dni + kilka godziny w metalowej puszce parę kilometrów nad ziemią, kolejnych kilka w metalowej puszcze ale dla odmiany po piachu, a potem już tylko port i jak okiem sięgnąć woda przez tydzień. Mam nadzieję, że jedna rybka z drugą zechcą mi pozować do zdjęć :)
8 kwietnia 2008
Dahmane - przestrzeń oswojona
Dorastający w Paryżu artysta odwiedziły po ojcu drzeworytniku i matce poetce wyczucie piękna, artystyczne postrzeganie formy, otwartość na sztukę, które popchnęły go wprost w objęcia fotografii erotycznej już w wieku lat piętnastu. Powoli oswajał kolejne industrialne elementy krajobrazu – magazyny fabryczne, portowe doki, ulice. Z czasem nie poprzestawał na samej fotografii ale sięgnął po technikę komputerowa tworzą fotomontaże.


Z równą łatwością zestawia kobiety z wystrojem restauracyjno-balowym. Zupełnie jakby gościa, dla których przygotowywały przyjęcie zjawili się przed czasem.


Na koniec dwa inne kadry. Na pierwszym kobieta-kot jakże inna od tej, którą wykreował komiks. Odwzorowane ubarwienie syjama… Oraz druga – w niemal kompletnym stroju jeździeckim… I tylko zamiast szpicruty w dłoniach ściska kwiaty, lecz nie róże ale pełnousty bez lilak.

